Recenzja filmu

Złotouści (2011)
Simon Arthur

Wilk w owczej skórze

Podczas oglądania "Złotoustych" przychodzi na myśl jedno proste pytanie: "dlaczego?". Z każdą kolejną minutą filmu zadajemy je z coraz większą częstotliwością. Wszyscy od czasu do czasu kłamiemy
Podczas oglądania "Złotoustych" przychodzi na myśl jedno proste pytanie: "dlaczego?". Z każdą kolejną minutą filmu zadajemy je z coraz większą częstotliwością. Wszyscy od czasu do czasu kłamiemy i "zakładamy" jakąś maskę, jednak główni bohaterowie "Złotoustych", Gerry (Lee Tergesen) i Joan (Enid Graham), zdają się swoich nigdy nie zdejmować.
 
Film Simona Arthura, odpowiedzialnego zarówno za reżyserię, jak i za scenariusz, opowiada historię osobliwej "pary", która podróżuje samochodem do różnych miejsc, przybierając rozmaite tożsamości. Ta dwójka aktorów (profesjonalnych czy też nie) odgrywa sceny, wciągając do swojej zabawy niczego nieświadomych obserwatorów. Gerry i Joan mają duży wpływ na mieszkańców miejscowości, do których zawitają, czasem konsekwencje ich czynów wprawiają obserwatora w osłupienie.

Główną zaletą tej produkcji są złożone i bardzo zgrabnie nakreślone postacie. Gerry jest iście diaboliczny, chwilami jego gesty i chaotyczne zachowanie mogą przywodzić na myśl postać Jokera z "Mrocznego Rycerza". Patrząc na jego wyczyny i poznając wartości, jakie uznaje za najważniejsze, widz zaczyna odczuwać coraz większy niepokój i dyskomfort. Film bawi się z nami w kotka i myszkę, nie podaje nam odpowiedzi na tacy. Warto wspomnieć o niepozornej scenie, w której Gerry podchodzi do stolika, na którym leżą puzzle i zabiera jeden z nich. Ta scena to oczko puszczone do widza, to tak jakby Gerry powiedział wprost do kamery: "Możesz próbować, ale i tak nie ułożysz tej układanki, nie zgadniesz, kim jestem i dlaczego to robię". Widz będzie posłusznie wytężał umysł, aby zrozumieć logikę działań głównych bohaterów. Jednym z ciekawszych motywów przedstawionych w "Złotoustych" jest z pewnością motyw manipulacji. Simon Arthur konsekwentnie się go trzyma aż do napisów końcowych. Reżyser dopilnował, abyśmy i my stali się ofiarami Gerry'ego i Joan. Już od pierwszej sceny film drażni się z nami, utrzymując nas w przekonaniu (przez dobre dwadzieścia minut), że skupimy się na historii nowożeńców oraz że to oni znajdą się w centrum naszego zainteresowania. To nie jedyny przykład "zabawy" z widzem, końcowe sceny filmu to niespodziewany zwrot akcji. Wpadamy w pułapkę zastawioną przez naszych aktorów, którzy jako ostatni cel obrali sobie właśnie nas.

Co więcej, "Złotouści" to również uczta dla oka. Praca kamery i montaż są na bardzo wysokim poziomie. Oglądając niektóre ujęcia, można odnieść wrażenie, że widzi się budzący się do życia obraz. Ścieżka dźwiękowa dopełnia dzieła, utwory pulsujące w tle wprawiają widza w melancholijny nastrój. "Złotouści" to produkcja, która igra z naszym zaufaniem. Kłamstwo i obłuda wylewają się z ekranu rwącym strumieniem, czujemy się oszukani. Film nie udziela nam jednoznacznej odpowiedzi na nurtujące nas pytanie: "dlaczego?".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones